Brak produktów
Podane ceny są cenami brutto
Nowy produkt
Wyd. I, s. 237, 148 x 210mm, oprawa kartonowa lakierowana
ISBN 978 83 205 5816 6
CN 4901 10 00
PL
Ostatnie egzemplarze!
Data dostępności:
Słowo o autorze
Stefan Pastuszewski jest historykiem, a także autorem powieści,nowel i opowiadań. W latach osiemdziesiątych XX wieku działacz opozycji antykomunistycznej i konspiracji. Represjonowany (internowanie, zwolnienia z pracy, liczne zatrzymania i aresztowania, skazanie na rok pozbawienia wolności). Przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Kwalifikacyjnej Byłych Funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w Bydgoszczy. Opowieści niezweryfikowanego to powieść historyczna obejmująca
ponad 30 lat najnowszych dziejów Polski. Przemiany, które nastąpiły w tym okresie (1985–2017) w różnych sferach życia są często bardzo trudne do wychwycenia, a tym bardziej do opisania. Ten bardzo burzliwy okres ma konkretne fazy dochodzenia do pewnej stabilności. Powieść próbuje na tle owych przemian przedstawić życie i działalność funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa liczącej w 1989 roku
ponad dwadzieścia cztery tysiące osób. Losy przedstawicieli tego środowiska były różne; niektórzy z uprzywilejowanych panów sytuacji stali się, zwykłymi wyrobnikami, niektórzy urządzili się bardzo
dobrze, lepiej niż w PRL, sprytnie wykorzystując nadarzające się po 1989 roku możliwości. Wzięli udział w złodziejskiej prywatyzacji, tworzyli zręby samoorganizującej się agentury, wykorzystując posiadane
umiejętności i wiedzę, a także wyniesione z SB dokumenty. Niemniej wszystkich ich dotknęła symboliczna, bo dopiero po 21 latach, tzw. ustawa deubekizacyjna z 2009 roku, pogłębiona siedem lat później. Język powieści korzysta ze slangu opisywanego środowiska, bliskiego gwarze przestępczej, choć główny bohater, czyli funkcjonariusz mający ambicje pisarskie, posługuje się zindywidualizowanym, nawet eksperymentalnym językiem. Przechodzi przemianę wewnętrzną, jednak... czekista zawsze pozostanie czekistą.
Szczury
Myśmy też byli w podziemiu. Wobec świata, sąsiadów, krewnych, a nawet najbliższych. Często żona nie wiedziała, gdzie pracuje jej mąż. Jeśli już przyznał się, że w milicji, co też nie było dobrze widziane, to tylko
w przestępstwach gospodarczych lub technice. Gdyby tak spisać te wszystkie kłamliwe informacje o pracy w przestępstwach gospodarczych lub w technice – a podobno nic, co powstaje, nawet myśl, a cóż dopiero
słowa, we wszechświecie nie ginie. Tylko jak to wychwycić? Wcześniej czy później znajdzie się na to sposób, wierzę w postęp nauki – gdyby tak spisać wszystkie kłamstwa i wykręty tej prawie stutysięcznej rzeszy funkcjonariuszy SB – bo nie tego cholernego UB – w ciągu 34 lat istnienia naszej służby, to okazałoby się, że pięćdziesiąt tysięcy to laboranci, konserwatorzy sprzętu łączności i kierowcy, dwadzieścia tysięcy ścigało malwersantów i złodziei, a dziesięć tysięcy przeglądało tylko i przepisywało papiery i robiło różne, nikomu niepotrzebne statystyki, bo w Polsce Ludowej przeciętny pracownik nie mówił z entuzjazmem o swojej pracy, tylko z obrzydzeniem i uparcie dowodził, że jego praca jest nikomu niepotrzebna.
To życie w ciągłej przykrywce, często pod zmienionym nazwiskiem, a już na pewno z dorobionym życiorysem, potrafiło tak zniekształcić psychikę, że człowiek kłamał na każdym kroku i nawet czasem się dziwił, że świeci słońce, podczas gdy on przed chwilą orzekł, że pada deszcz. Ten brak własnej tożsamości był problemem trudnym do rozwiązania i unikała go, choć czasem była dwuznacznie nagabywana w tej sprawie, nasza psycholożka z mądrą głową i piękną pupą. Czuliśmy się więc czasem jak przemykające w zaułkach i kanałach szczury, które wmawiają sobie, że są kotami.
Ale i tak, prędzej czy później wychodziło na jaw, choć zazwyczaj nie do końca było to potwierdzone, sygnowane tylko półsłówkami i półuśmiechami, kim jesteśmy. Zresztą o działalności konspiracyjnej solidarnościowców też inni a już na pewno sąsiedzi, wiedzieli. Czasem takie zdekonspirowanie przez sąsiada czy nawet przypadkowego, ale bystrego przechodnia przynosiło ulgę i obnażony delikwent zaczynał obnażać się całkowicie, najczęściej przy wódce lub na łonie kochanki.
(fragment)
Na razie nie dodano żadnej recenzji.